MedEverest Mountain Expedition Medicine

Robert Szymczak

Wysokościowy Obrzęk Płuc

Wysokościowy Obrzęk Płuc (po angielsku High Altitude Pulmonary Edema – skrót HAPE) to druga po urazach przyczyna śmierci w górach wysokich. Dokładnie nie wiadomo  dlaczego u niektórych ludzi na wysokości pęcherzyki płucne wypełniają się płynem. Wysokogórski Obrzęk Płuc zdarza się zdecydowanie rzadziej niż Ostra Choroba Górska, częściej u osób, które rozpiera nadmiar energii i zamiast spokojnej aklimatyzacji preferują dobijanie własnego organizmu maksymalnym wysiłkiem bez odpoczynku np. dźwiganiem 30kg na plecach podczas pierwszych dni na wysokości. Gdy organizm męczy się samym brakiem tlenu to nie ma co dokładać mu więcej obciążeń, ponieważ może sobie nie poradzić. Objawy to przede wszystkim kłopoty z oddychaniem, przyspieszony oddech, duszność podczas  odpoczynku, kaszel wilgotny z odpluwaniem podbarwionej krwią wydzieliny, uczucie bulgotania w płucach, sine usta, język i paznokcie,  apatia czyli brak jakiekolwiek „spręża” – chęci do działania, obawa o własne życie. Kilka patentów na potwierdzenie podejrzenia Wysokogórskiego Obrzęku Płuc przedstawiam w Tabeli.

Patenty na rozpoznanie Wysokościowego Obrzęku Płuc.

- Sprawdź   czy Twój partner wyprawowy:

- Długo nie może uspokoić oddechu po wysiłku fizycznym          

- Ma duszność podczas odpoczynku               

- Szybko oddycha.               

- Ma słyszalne odgłosy bulgotania w płucach. Przyłóż  ucho na jego plecach poniżej łopatek.

Jeżeli   występuje któryś z powyższych objawów podejrzewaj Wysokogórski Obrzęk Płuc.                                                                                               

Obrzęk Płuc na wysokości może rozwijać się kilka dni, lecz czasami wystarczy 1-2 godziny by człowiek zaczął się dusić. Człowiek z HAPE woli siedzieć niż leżeć, w tej pozycji lepiej mu się oddycha. Tutaj nie ma czasu na dywagacje i czekanie 24 godziny, tutaj trzeba jak najszybciej wdrożyć leczenie i schodzić jak najniżej, ponieważ nieleczony Wysokogórski Obrzęk Płuc kończy się zatrzymaniem oddechu i śmiercią. Nawet zejście o 300m różnicy wysokości może poprawić stan chorego. Jeżeli zejście jest niemożliwe wdrażamy dostępne leczenie polegające na podaniu tlenu, zastosowaniu przenośnego worka hiperbarycznego, podaniu Acetazolamidu (Diuramid) oraz drugiego leku zaliczającego się do złotej triady wysokogórskiej – Nifedypiny (Cordipin Retard). Szczegóły leczenia:     

Co robić jeżeli podejrzewasz Wysokościowego Obrzęk Płuc?

Pozostań z chorym przyjacielem, nie pozostawiaj go samego,

Schodźcie jak najszybciej o 500-1000m niżej – Nie później, Nie jutro rano,               

Utrzymuj pozycję siedzącą partnera,

Zadbaj o to by było mu ciepło,       

Podaj mu tlen do oddychania lub zastosuj worek  hiperbaryczny (jeśli dostępny),   

Podaj mu Nifedypinę (Cordipin Retard – 1tabl co 12 godzin),               

Podaj Acetazolamid (Diuramid – 1tabl co 8 godzin),               

Jeżeli zejście jest niemożliwe kontynuuj terapię.    

                                             

Przenośny worek hiperbaryczny i tlen to gra na zwłokę, kupione w ten sposób godziny wykorzystujemy na zorganizowanie akcji ratunkowej i przetrwanie do momentu kiedy zejście będzie możliwe. Stosowanie worka hiperbarycznego nie jest skomplikowane. Do worka po prostu wsadzasz osobę poszkodowaną, zapinasz zamek, pompujesz worek za pomocą pompki nożnej lub ręcznej. Pompujesz podczas całego czasu trwania terapii by wymieniać „zużyte powietrze” wewnątrz worka.  Dzięki  właściwościom worka uzyskujesz w nim większe ciśnienie niż to, które jest na zewnątrz, co oznacza dla  naszego poszkodowanego wirtualne zejście w dół o kilkaset metrów.

FILM - Przenośny Worek Hiperbaryczny - Instrukcja obsługi

FILM - Zestaw tlenowy - Instrukcja obsługi

 

Prawdziwa historia -  Opieka nad tragarzami - obrzęk płuc w Ukrytej Dolinie – Nepal, jesień 2008

W namiocie obok ktoś umiera na wysokościowy obrzęk płuc…

Międzynarodowa wyprawa szamanów wysokogórskich – Medex Hidden Valley Research Expedition 2008, której celem była realizacja kilku medycznych projektów badawczych podczas okrążania Dhaulagiri, aktywnie uczestniczyła w ratowaniu ludzkiego życia na himalajskim szlaku. Przypadek wysokościowego obrzęku płuc u kucharza jednej z ekip przemierzających Ukrytą Dolinę, która znajduje się na wysokości powyżej 5000m n.p.m., poruszył moje sumienie i zainspirował do podzielenia się z Wami pewnym problemem jaki stanowi zabezpieczenie medyczne i opieka nad tragarzami.

Tragarz na wyprawie a czystość stylu.

Jako szaman wysokgórski bliski jestem idei samowystarczalności w trudnych warunkach górskich. Marsz z jednym plecakiem, w którym mam wszystko co potrzebne by przetrwać, pozwala mi być bardziej mobilnym i wolnym w podejmowaniu spontanicznych decyzji na szlaku. Indywidualne zmaganie z wyzwaniem to coś czego szukam. Niestety idea dźwigania wszystkiego na własnych plecach zazwyczaj nie zdaje rezultatu na  wyprawach eksploracyjnych w odległe, niedostępne rejony górskie. Kilku do kilkunastotygodniowe ekspedycje wymagają dużego zaplecza bazowo-kuchennego i  sprzętowego. Przekraczający kilkaset kilogramów ładunek trudno sensownie rozdzielić na kilku członków wyprawy. Samowystarczalność w takiej sytuacji równałaby się walce nie o szczyt, ale maksymalnie o bazę. Kwintesencją alpinizmu nie jest dźwiganie lecz wspinanie.

Niepotrzebna strata sił i czasu przed bazą to kiepska logistyka. Styl może i czysty, ale też i słaby.  Potrzebna jest pomoc tragarza.

Niejeden zakochał się w tragarzu.

Tragarzy spotkamy na szlaku górskim głównie w Nepalu, ale także w Pakistanie, krajach Ameryki Południowej np. Peru oraz Tanzanii i Papui Nowej Gwinei. Liczba osób trudniących się noszeniem ładunków  w szczycie himalajskiego sezonu turystycznego w Nepalu przekracza 100 tysięcy. Około 40 tysięcy tragarzy pracuje cały rok.

Dzisiejszy tragarz (kulis, porter) często różni się od obrazu, który w naszej świadomości ukształtowały stare książki i filmy górskie. Kulis to niestety nie jest nadczłowiek gór, ukształtowany przez wymagające warunki przyrody i przystosowany do braku tlenu bardziej niż Ty. Tragarz to nie Szerpa – to nie potomek ludów, które po opuszczeniu płaskowyżu Tybetańskiego zamieszkały w dolinie Kumbu.

Obserwując popularne szlaki górskie w Nepalu łatwo dojść do wniosku, że tragarzem może być każdy. Możliwość zarobku przyciąga w Himalaje biednych mieszkańców terenów nizinnych najmłodszej republiki świata. Widząc kilkunastoletnich chłopców dźwigających ładunki zamiast tornistrów nie wiadomo, czy zakończyli oni już swoją edukacje, czy pracując wypełniają wolny czas wakacji. Lokalne biuro organizacji Porters Progress Nepal w Lukli  wśród 836 zarejestrowanych tragarzy ma na liście 41 dzieci.

Tragarz w wieku emerytalnym budzi smutek, natomiast dziewczyna-kulis często budzi zachwyt. Chciałoby się pomóc, ale uzasadnioną jest obawa kompromitacji nie udźwignięcia ciężkiego ładunku „księżniczki nepalskiej”.

Kulis-biznes w Pakistanie nie poddał się wolnemu rynkowi. Niestabilna sytuacja polityczna w tym pięknym kraju nie sprzyja rozwojowi turystyki. Mieszkańcy terenów górskich nie mają takich możliwości czerpania zysków jak Szerpowie Nepalscy, dlatego każda rupia jest na wagę złota. W Pakistanie obowiązuje zasada, wedle której mieszkańcy wioski w pobliżu danego szlaku górskiego maja wyłączność na noszenie ładunków wypraw na określonym terenie. Praca dzielona jest sprawiedliwie między mieszkańców, dlatego można trafić na znającego teren i ciężką pracę pasterza, lub studenta spędzającego w domu rodzinnym wakacje.

Opaska na czoło, kosz bambusowy na plecy i w drogę.

Praca kulisa nie wymaga wielu inwestycji, często nie wymaga żadnych inwestycji. Z perspektywy tragarza po prostu podchodzimy do alpinisty i proponujemy swoje usługi. Trzeba zaznaczyć na samym początku rozmowy, że nie mamy odpowiednich butów, kurtki, okularów lodowcowych i czapki. Jeżeli himalaista chce żebyśmy dźwigali jego ładunek, musi nam ten podstawowy sprzęt zapewnić. Po skończonej robocie będzie go można łatwo sprzedać, licząc, na nowy komplet przy następnym zleceniu. Prosimy także o parę rupii na świeżą opaskę na czoło i kosz bambusowy i możemy ruszać w drogę. To co z siebie dajemy to nasz czas, pot i silny organizm.

Niestety silny organizm nie dany jest wszystkim, którzy na niego liczą. Trzeba sobie zdawać sprawę z faktu, że organizm tragarza zmaga się z niedotlenieniem, zimnem, niską wilgotnością powietrza i zwiększonym promieniowaniem słonecznym tak samo jak nasz organizm. Nie ma żadnej różnicy poza tą, że my – pracodawcy tragarza, mamy lżejszy plecak, cieplejsze ubranie, pożywniejsze jedzenie, przytulniejsze schronienie, droższe ubezpieczenie, lepiej wyposażoną apteczkę oraz świadomość niebezpieczeństw, na które jesteśmy przygotowani.

Nie ma się co dziwić, że klepiący biedę mieszkaniec nizin Nepalu, który nie potrafi pisać ani czytać, ryzykuje i wybiera  się za chlebem (miską ryżu) z 30 kilogramowym ładunkiem na plecach na pięciotysięczne przełęcze Himalajskie. Czy można od niego wymagać świadomości zagrożeń górskich? Przeciętny polski turysta jadąc w góry wysokie ma mgliste  pojęcie o chorobach górskich, a w przeciwieństwie do naszego kulisa ma nieograniczony dostęp do informacji.

Niekiedy nawet świadomość trudnych i niebezpiecznych warunków tragarskiej pracy dla wyprawy wysokogórskiej przegrywa z potrzebą zapracowania na egzystencję rodziny. Zdrowie nie jest priorytetem. Zdarza się, że tragarz chce pracować mimo choroby, a chęć większych pieniędzy powoduje, że niektórzy dźwigają podwójne ładunki.

Karawana tragarzy to dość labilny organizm, wrażliwy na nagłe trudności, ulegający dość łatwo infekcji o nazwie protest.  Jednym z powodów takiej słabości organizmu, może być marne wyposażenie i przygotowanie jego poszczególnych komórek.

Jeżeli jednym z członków wyprawy jest lekarz, tragarze chętnie korzystają z jego pomocy.  W rodzinnej wiosce nie mają dostępu do medycyny.

Czy znasz obowiązki pracodawcy? Odpowiadasz za swojego pracownika – tragarza!

Dzięki Bogu, a dokładniej, Buddzie, Allachowi lub któremuś z bóstw hinduskich, jeszcze niedawno każdy  Nepalski tragarz miał swojego króla a każdy Pakistański kulis miał swojego mira. Dzisiaj się to trochę pozmieniało politycznie. Jeden i drugi mają prezydenta, natomiast opieka  państwa, choć iluzoryczna, pozostała. Nie wymagało to wielu przemyśleń by dojść do wniosku, że biedny porter nie jest w stanie zadbać o swoje odzienie i bezpieczeństwo podczas pracy dla wyprawy wysokogórskiej. Nie wymagało też wiele pracy ze strony państwa, by jednym pociągnięciem pióra nałożyć obowiązek zapewnienia sprzętu, ubezpieczenia i zabezpieczenia medycznego na pracodawcę, czyli himalaistę, który zatrudnia kulisa. Informacje dotyczące regulacji prawnych obowiązujących w poszczególnych krajach (Nepal, Pakistan, Indie, Chiny) można znaleźć na stronie UIAA.

Zasady współpracy pomiędzy himalaistą a kulisem dotyczą między innymi ciężkości transportowanego ładunku, odległości do pokonania w ciągu dnia, odzieży, sprzętu oraz pożywienia jakie musi himalaista zapewnić, sumy ubezpieczenia oraz zabezpieczenia akcji ratunkowej.

Regulacje te różnią się między górskim krajami. Maksymalny ciężar ładunku do wysokości 5000m n.p.m. nie może przekraczać 20kg w rejonie Kilimandżaro, 25kg w Peru i w Pakistanie, natomiast w Nepalu aż 30kg. Odległość pokonywana przez Pakistańskiego tragarza nie może przekraczać 13km a Indyjskiego 10km. Regulacje zawierają szczegółową listę sprzętu jaki himalaista zapewnia tragarzowi. W Pakistanie jest to jeden palnik gazowy lub paliwowy, płaszcz przeciwdeszczowy, para butów, skarpety oraz okulary. Tragarz wysokościowy  wymaga zaopatrzenia w buty wysokogórskie, śpiwór, namiot a nawet czekan i raki. Lista produktów spożywczych jest dość osobliwa, jest dokładnie wyszczególniona ilość mięsa, mleka, cukru i innych produktów spożywczych i co ciekawe, a czego nie pochwalam tragarzowi należy się 10 papierosów dziennie i jedna paczka zapałek na tydzień.

Wyprawa zobowiązana jest także ubezpieczyć tragarza od nieszczęśliwych wypadków. Suma ubezpieczenia w zależności od kraju waha się od 1500$ w Pakistanie i Indiach do 3500$ w Nepalu. Ubezpieczenie stanowi pewne zabezpieczenie finansowe dla tragarza i jego rodziny jeżeli w wyniku pracy w górach dozna uszczerbku na zdrowiu.

Regulacje mówią także o obowiązku pokrycia przez wyprawę kosztów ewentualnej akcji ratunkowej i transportu helikopterowego tragarza lub innego pracownika, który takiej pomocy wymaga (Pakistan, Indie). Himalaiści także partycypują w kosztach leczenia. Wyprawa by otrzymać pozwolenie musi się ubezpieczyć na wypadek potrzeby akcji helikopterowej, lub zostawić depozyt pieniężny, który pozwoli agencji górskiej go zorganizować. Minimalna płaca tragarza w Nepalu do wysokości 3700m n.p.m. wynosi 3.6$ czyli około 10 PLN za dzień dźwigania 30kg ładunku.

Osobą kontrolującą wypełnianie powyższych regulacji i zobowiązań przez wyprawę jest oficer łącznikowy – LO – Liaison Officer. LO jest także odpowiedzialny za zorganizowanie akcji ratunkowej i transportu helikopterowego we współpracy z lokalnymi przedstawicielami firm, armii lub państwa. LO raportuje najbliższej jednostce policji o wypadku lub śmierci uczestników wyprawy. Jak sama nazwa wskazuje ma być naszym łącznikiem z różnymi strukturami państwa, w którym się znajdujemy. Pomocnikiem oficera łącznikowego jest serdar czyli opiekun i człowiek zarządzający tragarzami.

Organizując wyprawę przy pomocy agencji górskiej w Nepalu lub Pakistanie płacąc odpowiednią sumę pieniędzy cedujemy na nią zakup sprzętu, odzieży i ubezpieczenia dla tragarzy. Ale musimy dopilnować by nasze pieniądze zostały właśnie na to przeznaczone, inaczej nie możemy rozkoszować się spokojnym sumieniem. Pieniądze teoretycznie rozwiązują problem, praktycznie rozwiązują go jeżeli nasi tragarze szczęśliwie dotrą do celu i wrócą do domu. A jeżeli nie?

My za to płacić nie będziemy!

Punktem kulminacyjnym  wyprawy Medex Hidden Valley Research Expedition był tygodniowy pobyt w Hidden Valley i przeprowadzenie badań naukowych. Wieść o grupie „dziwnych” ludzi jeżdżących na rowerze stacjonarnym z maską na twarzy na wysokości 5000m n.p.m. szybko rozniosła się wśród ekip wspinaczkowych stacjonujących w dolinie. Wiadomość, że jesteśmy grupą lekarzy, spowodowała, że było nam dane uczestniczyć w rozwiązywaniu, problemów medycznych niektórych ekip.

Pewnego popołudnia zgłosili się do nas wspinacze jednej z wypraw alarmując o złym stanie zdrowia swojego kucharza. Mężczyzna w wieku około 40 lat siedział na materacu w dużym namiocie bez podłogi, szybko i płytko oddychał, dusił się. Sine usta i słyszalne bulgotanie w płucach rozwiały wszelkie wątpliwości - ten człowiek miał wysokościowy obrzęk płuc. Wymagał natychmiastowego leczenia. Każda godzina zwłoki przybliżała nepalskiego kucharza do śmierci. Ekipa, której gotował, nie miała dla niego niestety „medycznej strawy” czyli odpowiednich leków – acetazolamidu i nifedypiny, tlenu czy przenośnego worka hiperbarycznego. Dowiedzieliśmy się, że jest to już drugi kucharz ekipy wspinaczy. Pierwszy zachorował na bliżej niezidentyfikowaną chorobę  podczas trekkingu do bazy w Italian Base Camp na wysokości 3700m n.p.m. Został sprowadzony do wioski niżej, gdzie pozostawiony na pastwę losu zmarł. Drugi, zorganizowany przez agencję górską, w przeciągu dwóch dni pokonał różnicę wysokości około 3000m maszerując z wioski Marpha do Ukrytej Doliny. Absolutny brak aklimatyzacji spowodował wysokościowy obrzęk płuc.

Po podaniu leków, tlenu i zastosowaniu worka hiperbarycznego stan kucharza nieznacznie się poprawił. Nadal wymagał natychmiastowego transportu w dół. Istniały dwie opcje: helikopter lub zniesienie na noszach do oddalonej o dzień drogi wioski Marpha. Podczas dyskusji na temat akcji helikopterowej ze strony członków wyprawy padło zdanie, które daje do myślenia: „My za to płacić nie będziemy!”.

Tragarz = Juczny, ale człowiek.

Historia kucharza dowodzi, iż problem zabezpieczenia medycznego tragarzy, kucharzy, kuchcików – całej lokalnej ekipy wyprawy, nie jest rozwiązany. Kto jest za to odpowiedzialny? Kulis? Rząd górskiego kraju? Himalaista?

Można mieć pretensje do tragarza, który w sumie sam mógłby zadbać o swoje bezpieczeństwo, uzupełnić wiadomości z zakresu zagrożeń gór wysokich i ubezpieczyć się. Tylko jak, on biedny nie ma na buty, a i czytać nie nauczyli, to trudno cokolwiek od niego  wymagać.

Rząd górskiego kraju powinien opiekować się swoimi obywatelami i szukać optymalnych rozwiązań, które chroniłyby grupę tragarzy podczas ich pracy.  Dobrą robotę w tej kwestii robią organizacje pozarządowe takie jak International Porters' Protection Group (IPPG) i Porters Progress Nepal (PPN). IPPG jest organizacją wolontariuszy, która poprzez budowę schronów,  punktów medycznych oraz akcje edukacyjne od 10 lat stopniowo poprawia sytuację tragarzy. PPN organizuje banki odzieży i sprzętu, który można wypożyczyć pozostawiając depozyt 120$ za komplet.

Nowy rząd Republiki Nepalu z jednej strony grozi wysokimi sankcjami agencjom górskim, które nie stosują się do zapisów prawnych, z drugiej strony przyznaje, iż nie istnieją żadne mechanizmy monitoringu ich działalności. Zdarza się, że agencje trekkingowe, które zapewniają swoich klientów o profesjonalnym i bezpiecznym przygotowaniu karawany, nie wyposażają tragarzy w ciepłe ubrania i buty. Wydaje się, iż odpowiednia kontrola wypełniania już istniejących regulacji ze strony państwa znacznie poprawiłaby warunki pracy i bezpieczeństwo kulisów. Przykładem braku odpowiedzialności ze strony rządu Nepalu jest notoryczne przymykanie oka na działalność oficerów łącznikowych, a dokładnie jej brak. Prawdę mówiąc oficera łącznikowego lider wyprawy poznaje po zakończeniu działalności górskiej zdając raport w Ministerstwie Turystyki. Na tegorocznej wiosennej wyprawie na Dhaulagiri było kilka wypraw w bazie i żadnego LO. Jako wspinacze tez nie jesteśmy w tej kwestii bez winy. Oficer łącznikowy na wyprawie to koszt związany z wyposażeniem, ubraniem i nakarmieniem dodatkowej osoby. To także ciągły nadzór nad naszą działalnością, dlatego łatwo przystajemy na brak LO w bazie. Nie jest to jednak do końca dobre rozwiązanie.

Wspinaczu! Alpinisto! Himalaisto! Czy my możemy coś w tej sprawie zrobić? Od osób świadomych wymaga się więcej, więc jeżeli umywasz ręce od problemu to lepiej nie czytaj dalej!!!. Wcale nie jestem zadowolony z tego, że bezpieczeństwo kulisa zostało przerzucone na barki alpinisty. On dźwiga nasz ładunek na swoich barkach, a my za to więcej odpowiedzialności na swoich. Można mieć uzasadnione wątpliwości czy system, w którym to alpinista dba o ubezpieczenie, odzienie i komfort tragarza nie pozbawia tych ludzi bodźca do zadbania samemu o siebie.

Niestety podejrzewam, że na zauważalny wzrost świadomości w grupie zawodowej tragarzy możemy się nie doczekać.  Koniec końców to my staniemy oko w oko z umierającym człowiekiem i to od naszych działań będzie zależało czy wróci do domu, czy nie. Życie człowieka ma najwyższą wartość, więc jako ludzie jesteśmy zobligowani je ratować. Przepraszam za oczywistość ostatniego zdania. Wyprzedzając uregulowania prawne danego kraju, może warto lepiej przygotować się na wpadek  sytuacji, w której nasz pracownik- tragarz wymaga pomocy medycznej podczas wyprawy. Wybór należy do Ciebie.

Pamiętaj, że im bardziej zadbasz o tragarzy tym masz większe szanse na wyprawę pozbawioną problemów z ich strony. Nagrodą będzie to za co w sumie płacisz, czyli doniesiony na wyznaczone miejsce sprzęt. Nie chcę być obojętny, szukam praktycznych rozwiązań.   

- Przeczytaj dokładnie na stronie UIAA i wciel w życie  regulacje dotyczące współpracy miedzy pracodawcą - himalaistą a pracownikiem – tragarzem.

- Wejdź na stronę internetową organizacji International Porters’  Protection Group i poczytaj o problemach kulisów.

- Jeżeli organizujesz tragarzy przez agencję górską nie      skupiaj się na wynegocjowaniu najniższej stawki za ich pracę. Będziesz bardziej spokojny o swoją beczkę, jeżeli tragarz będzie ciepło ubrany,  najedzony i ubezpieczony.   

- Dowiedz się od agencji górskiej: Jakie mają   doświadczenie i w jakim wieku będą Twoi tragarze? Jakie będzie odzienie,  jedzenie i schronienie tragarzy, za które płacisz? Jaka jest suma ubezpieczenia? Jak logistycznie zorganizować transport chorej osoby gdy ktoś będzie wymagał zniesienia na niższą wysokość lub szybkiego dostania  się do szpitala?

- Sprawdź to powtórnie na miejscu.   

- Ubezpiecz tragarzy na wypadek potrzeby akcji z użyciem śmigłowca.   

- Przygotowując apteczkę zabezpiecz pewną ilość leków z przeznaczeniem na leczenie tragarzy. Zapewnij im taki sam poziom opieki  medycznej jak sobie. Nigdy nie pozostawiaj lub nie wysyłaj na niższe wysokości chorego tragarza bez opieki.

- Podczas wyprawy zainteresuj się swoimi pracownikami,      pilnuj by nie dźwigali podwójnych ładunków. Tragarz      syty, owca zabita, beczka cała w bazie.

Brak pokrywającego koszty akcji helikopterowej ubezpieczenia, który przedłużał negocjacje finansowe z firmami dysponującymi śmigłem oraz późna pora uniemożliwiająca lot  spowodowały wybranie opcji transportu kucharza na noszach. Tego samego dnia wieczorem wyruszyła grupa tragarzy dźwigając nosze z poszkodowanym. W nocy dotarli do Marphy Kucharz cieszy się życiem.