MedEverest Mountain Expedition Medicine

Robert Szymczak

Choroby spowodowane wysokim promieniowaniem UV.

Wzrost promieniowania UV może spowodować oparzenia słoneczne oraz ślepotę śnieżną.

Oparzenia słoneczne

W górach będziesz narażony na silne promieniowanie UV. Chroń skórę przed oparzeniami słonecznymi stosując kremy z maksymalnym filtrem UV. Zwróć uwagę by krem nie był zrobiony na bazie wody. Poranna próba wyciśnięcia lodu z tuby wywołuje grymas rozpaczy na spalonej od słońca twarzy. Stosuj także ochronną szminkę do ust z filtrem UV. W górach, gdy nie trzeba nosić kasku, wkładamy na głowę kapelusz z szerokim rondem. Dodatkowo dokładnie smarujemy kremem UV uszy, nos i jego dziurki. Na nos zakładamy osłonę, która często jest zintegrowana z okularami lodowcowymi.

Ślepota śnieżna

Nazwa ślepota śnieżna brzmi przesadnie dramatycznie, od ślepoty śnieżnej nie traci się wzroku. To oparzenie spojówki i rogówki wywołane promieniowaniem ultrafioletowym UV-B. W górach jesteśmy narażeni na kilkakrotnie większe promieniowanie słoneczne niż na poziomie morza. Co 1000 metrów wysokości promieniowanie ultrafioletowe wzrasta o 6-8%. Dodatkowo śnieg odbija 85% promieniowania słonecznego. Dziura ozonowa również zwiększa narażenie na promieniowanie UV.

Jak uniknąć ślepoty śnieżnej?

Przede wszystkim należy nosić okulary z silnym filtrem UV przeznaczone do używania w warunkach wysokogórskich. Pamiętajcie o tym, ze promieniowanie UV przenika przez chmury, więc okulary nosimy nie tylko w dni słoneczne ale także w pochmurne. Okulary powinny być wyposażone w boczne osłonki oraz taśmę elastyczna lub linkę chroniąca przed ich zgubieniem. Dobrą dodatkową ochroną jest kapelusz z szerokim rondem. Na wyprawę wysokogórską powinniście zabrać dwie pary okularów lodowcowych lub okulary i gogle z filtrem UV by w sytuacji zniszczenia lub zgubienia jednej pary, drugą mieć w zapasie. W sytuacjach ekstremalnych okulary lodowcowe można zaimprowizować używając do tego fragmentu karimaty, tektury lub plastiku z małymi dziurkami w środku, który należy do głowy przymocować. repem lub taśmą gumową od karimaty. Niech w takich sytuacjach będą dla nas wzorem sposoby ochrony oczu wypracowane przez rdzennych mieszkańców Himalajów, którzy jeszcze w poprzednim stuleciu używali do ochrony oczu włosia i wełny Jaka zwisających nad oczami.

Objawy:

Objawy ślepoty śnieżnej pojawiają się po 4-12 godzinach od oparzenia, zazwyczaj w godzinach wieczornych lub w nocy - jeżeli są silne mogą zbudzić ze snu. Główne symptomy to ból oczu, który nasila się przy poruszaniu oczu i może być tak silny, że powoduje skurcz powiek, światłowstręt - czyli ból i mrużenie oczu w reakcji na światło, łzawienie, uczucie piasku w oku, zaczerwienienie oczu, opuchnięte powieki oraz ból głowy.

Leczenie:

Leczenie polega przede wszystkim na zapewnieniu osobie chorej odpoczynku w ciemnym pomieszczeniu lub namiocie co umożliwi chronienie oczu przed światłem. Oprócz przebywania w ciemnym pomieszczeniu poleca się założenie opatrunku na oczy chroniącego przed światłem !!!  Osoby noszące szkła kontaktowe powinny je usunąć. Należy stosować zimne okłady i przemywać oczy czystą wodą.

W leczeniu bólu stosuje się leki takie jak Ibuprofen (1tabl co 8godz). W przypadku bardzo silnego bólu proponuje się Tramal (Zaldiar 1tabl co 8godz), którego skutkiem ubocznym mogą niestety być nudności i wymioty. Rozszerzenie źrenic ma efekt przeciwbólowy dlatego poleca się stosowanie kropli rozszerzających źrenice takich jak np. Tropicamidum 1% -1 kropla do każdego oka 3 razy dziennie (co 8godz)  (nie wolno stosować u osób z jaskrą).

W celu ochrony oczu przed infekcją, która przy oparzeniu łatwiej może do nich wtargnąć proponuje stosowanie maści do oczu Floxal – 1 dawka maści do każdego oka 3 razy dziennie (co 8godz). Dodatkowo można stosować żel Corneregel przyspieszający gojenie – 3 razy dziennie oraz na noc.                                                                                                                                                                                            

Poleca się jednorazowe zastosowanie przy bardzo silnym bólu środka miejscowo znieczulającego takiego jak np. Alcaine (nie można go stosować więcej niż jeden raz, ponieważ znacząco spowalnia gojenie i może sprzyjać uszkodzeniom mechanicznym rogówki).

Całkowite wyleczenie ze ślepoty śnieżnej zajmuje od 48 do 72 godzin. Ale przez ten czas  jesteśmy wyłączeni z akcji górskiej, co na dużych wysokościach może oznaczać brak możliwości schodzenia w trudnych warunkach, co z kolei może zagrozić naszemu zdrowiu i ŻYCIU.

UWAGA !!!

Patrzenie na słońce bez okularów z filtrem wysokogórskim może spowodować uszkodzenie siatkówki – elementu oka odbierającego bodźce wzrokowe i trwale uszkodzić wzrok.

 

Prawdziwa historia - Ślepota śnieżna – zima 2009

Siedemdziesiąt pięć dni pod Broad Peakiem minęło jakby z dziaby włoił .

Czas do domu, czas do pracy!!! Artur Hajzer razem z odmrożonym Quadratem Alim złapali na stopa wojskowe śmigło i cieszą się już słońcem Islamabadu. Na naszą szóstkę czyli mnie, Dona Bowie, Amina, Alego, Taqiego i kucharza Didara czeka zimowy marsz lodowcem Godwin Austen do Concordii a następnie ponad 60 kilometrów lodowcem Baltoro. Niby koniec, luuuz, a tu przed nami delikatnie mówiąc niezła wyrypa, wymagający finisz w żółwim tempie, w kopnym śniegu, po jaja.

Po spakowaniu bazy i pozostawieniu depozytu na pastwę myszy i czarnych ptaków wyruszamy ku cywilizacji, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.  K2 (8611m) i Broad Peak (8047m) zostają za nami. Nasz ekwipunek to trzy szturmowe jedno-powłokowe namioty, żarcie na 5 dni i  nadzieja na dużo szczęścia.

„Robert skręciłem sobie kolano …” to niezbyt dobra wiadomość, którą usłyszałem od Dona zaraz po opuszczeniu bazy, gdy przed nami było jeszcze sporo kilometrów w lodach i skałach świata. Stabilizator na kolano i dajemy dalej. Pierwszy dzień był niezłym sprawdzianem dla naszego kucharza, który przez dwa miesiące siedział przy garach a teraz okupując tyły powtarzał „I am near to DIE”.

Dzięki Allachowi dzień przed rozpoczęciem naszego powrotu Pakistańskie wojsko przeszeregowało się w jednostkach umieszczonych na lodowcu i przetarło szlak na Baltoro. Zobaczenie śladów na Concordii, oznaczało koniec męki torowania i wędrówkę jak po nici Ariadny. Pierwszą noc spędziliśmy w otoczeniu Mustagh Tower (7273m) i Masherbruma (7821m) w okolicy jednostki woskowej GORE 2. W oddali było widać świetlista ścianę Gasherbruma IV ( 7980m).

My i góry – to był piękny, choć mroźny poranek. Kucharz nie wychodził z namiotu. Gdy zapytałem co tak długo w nim robi odpowiedział „ I’m thinking” – prosto określił stan swojego ducha zastanawiającego się czy jest gotowy na kolejny dzień marszu. Szybko poprawił mu się humor gdy doszliśmy do jednostki wojskowej, w której napełniliśmy nasze żołądki pakistańskim standardem czyli podpłomykami maczanymi w soczewicowym ostrym sosie, które ze smakiem popiliśmy mlecznym czajem.  Ale o tym cicho sza – niektórzy żołnierze pomagali nam z dobroci serca wbrew zakazom. Don, jako obywatel Zjednoczonych Stanów miał początkowo „lekką paranoję” dotyczącą wojska z kraju w którym ścinają głowy. Wszelkie wątpliwości rozwiała walka o przetrwanie.

Drugi dzień dał nam w kość i ostro po oczach. Na razie bilans naszego zejścia zamykał się na kulawym Donie i zasapanym Didarze. Do tego szczytnego grona poszkodowanych, dołączył Taqi. Okulary lodowcowe odziedziczone po ojcu, który to otrzymał je przed 30 laty od polskich alpinistów siłujących się z K2, pozostawił na dnie beczki w depozycie. Zastąpił je parującymi goglami. Słońce Karakorum, niczym spawalniczy błysk „wypaliło mu oczy”. Za swoją krótkowzroczność zapłacił ślepotą śnieżną.

W drodze do Urdukas, gdzie przespaliśmy drugą noc Taqi skarżył się jedynie na nadmierne łzawienie i lekki ból oczu. Trzeciego dnia doszliśmy do Paju – miejsca, w którym szczęście uśmiechnęło się do nas po raz drugi. W bazie wojskowej spotkaliśmy tragarzy, którzy właśnie przynieśli dla żołnierzy mięso i byli wolni. Od razu ich zwerbowaliśmy by dolinę Braldu przemierzyć na lekko.

Tragarze nie tylko zajęli się naszymi plecakami ale także żołądkami. Wieczór w Paju zawsze będzie mi się kojarzył ze smakiem świeżo ugotowanego udźca kozicy górskiej.

Tego dnia i nocy dla Taqiego rozpoczęła się męka ślepoty śnieżnej. Cierpiącego Pakistańczyka umieściliśmy w najciemniejszym pomieszczeniu „kampusu” Paju, gdzie okłady z gazików nasączonych zimną źródlaną wodą przynosiły mu krótkotrwała ulgę.  Taqi porównywał działanie promieni słońca odbijających się od śniegu do noży żywcem wbijanych mu bezustannie w oczy. Mówił o uczuciu, jakby ktoś piasku nasypał mu do oczu. Dzięki apteczce, którą nosiłem w plecaku mogłem Taqiemu dać leki przeciwbólowe takie jak Ketonal i Ibuprom oraz zastosować maść do oczu.

Czwartego dni osiągnęliśmy cywilizację – wioskę Teste, która leży po drugiej stronie rzeki Braldu naprzeciwko bardziej znanej wioski Ascole. Latem do Askole dojeżdżają jeepy, zimą górska droga jest zasypana lawinami śnieżnymi i kamiennymi i jest nieprzejezdna. Wioska Teste przyjęła nas kolejną porcją mięsa ze skłusowanej kozicy którą pałaszowaliśmy w ciepłym pokoju gościnnym w domu jednego z tragarzy.

Dzień drogi do Teste dla Taqiego oznaczał kolejne cierpienia.  Zamazany świat przed oczami mu się dwoił dlatego podczas pokonywania trudniejszych fragmentów musiał być asekurowany. Mimo leczenia nadal skarżył się na ból. Zastosowałem Tramal, którego jednym z działań ubocznych mogą być zawroty głowy i nudności. Niestety Taqi stał się ich ofiarą, co spowodowało, że co kilkaset metrów zatrzymywaliśmy się by mógł odpocząć.

Po nocy w Teste – dwóch dniach silnych objawów ślepoty śnieżnej Taqi powoli zaczął wracać do zdrowia.

Zimowy klimat szaro- brunatnego poranka w Teste, kiedy to w śnieżnym korytarzu mijaliśmy się z dziećmi idącymi do szkoły, przywoływał obrazy z książki „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren, choć i były momenty jakby żywcem wzięte z „Imię Róży” Umberto Eco.

Tego - piątego dnia doszliśmy do Appaligon, gdzie czekał na nas Jeep agencji Adventure Tours Pakistan (ATP), którym po kilkugodzinnej jeździe dotarliśmy do Skardu w pełnym składzie. Zakończyła się nasza przygoda z Broad Peakiem zimą, przynajmniej jeżeli chodzi o sezon 2008-2009.

P.S. Ostatnio rozmawiałem z Taqim telefonicznie i po jego ślepocie śnieżnej nie pozostało śladu – poza bolesnym wspomnieniem, które mam nadzieje pozwoli mu uniknąć tej teoretycznie błahej a praktycznie śmiertelnie niebezpiecznej dolegliwości podczas przyszłych wypraw wysokogórskich.